Przejdź do głównej zawartości

Najdłuższa podróż [2015]

Ach te romansidła. Albo raczej ach te hormony, które sprawiają, że jedyne, na co ma się ochotę, to ckliwe filmidła do szybkiego zapomnienia. Najdłuższa podróż bez wątpienia do takich dzieł należy. Lekka, pełna pięknych bohaterów, wyjątkowo ładnie pokolorowana i całkiem zgrabna historyjka, jednak w gąszczu filmów romantycznych na dłuższą metę nie wytrzyma starcia z produkcjami z nazwiskiem chociażby Hugh Granta w obsadzie. Co nie zmienia faktu, że Najdłuższą podróż ogląda się wyjątkowo przyjemnie. Oczywiście jak zwykle odnoszę się tylko do filmu, gdyż książki nie czytałam (i raczej nie przeczytam).

http://www.impawards.com/
W Najdłuższej podróży mamy w zasadzie dwie historie miłosne - pierwszą, główną czyli romans Sophii i Luke'a oraz tę drugą, będącą spoiwem dla pierwszej - rozgrywającą się kilkadziesiąt lat wcześniej historię Ruth i Iry, którą poznajemy dzięki wspomnieniom będącego już w podeszłym wieku Iry. Jak przystało na prawdziwy romans, a już na pewno na romans sygnowany nazwiskiem Sparksa - autora słynnego Notatnika, królować tutaj mają tematy sercowe, gdzie jednak nie zawsze wszystko będzie usłane różami. I tak oto Sophia i Luke, mimo iż darzą siebie ogromną miłością, nie są w stanie pogodzić swoich dwóch całkowicie odmiennych natur - świat galerii sztuki i malarstwa zupełnie nie wpisuje się w świat Luke'a, a zamiłowanie do ujeżdżania byków (i związane z tym konsekwencje zdrowotne) młodego kowboja wydaje się być silniejsze niż uczucie, jakim darzy on dziewczynę. O wiele jednak ciekawszy wydaje się być wątek starszego pana i jego miłości. Historia ta sprawia wrażenie "z życia wziętej" i chociażby przez to jest bardziej wiarygodna. Wyjątkowo zgrabnie zarysowaną fabułę psuje jednak absurdalnie naciągane zakończenie z aukcją kolekcji obrazów Iry w roli głównej.

Jeśli oceniać zaś film pod kątem technicznym to nie mam się zbytnio do czego przyczepić. Zdjęcia są wyjątkowo udane i rewelacyjnie oddają sielski klimat kowbojskiego świata Luke'a. Muzyka jest leciutka i zgrabnie wkomponowuje się w cały obraz, a pojawienie się na ścieżce dźwiękowej utworu Desire, którego zawsze przyjemnie mi się słuchało, sprawia, że filmowi tym jednym wyborem udało się zaskarbić moje serce. Co do aktorstwa to nie jest ono najgorsze, aczkolwiek zawsze mogło być lepsze. I o ile nie mam większych zastrzeżeń do aktorów wcielających się w duet Ruth-Ira, to już gorzej jest z tymi grającymi Sophię i Luke'a. Wyglądać, wyglądają dobrze, ale umiejętności aktorskich to u nich raczej nie za wiele. Szczególnie słabo wypada tu Scott Eastwood, nad którego nazwiskiem zatrzymałam się dłużej tyko i wyłącznie dlatego, żeby sprawdzić czy jest on w jakikolwiek sposób spokrewniony z Clintem, czy jest to tylko zwykły zbieg okoliczności. Przyznaję też, że odpowiedź na to pytanie sprawiła, że rozczarowałam się tym aktorem jeszcze bardziej. No ale cóż... Jednak Britt Robertson i Scott Eastwood to nie to samo co Rachel McAdams i Ryan Gosling.


Podsumowując, Najdłuższa podróż nie jest na tle innych ekranizacji powieści Nicholasa Sparksa filmem najgorszym. Oczywiście nie umywa się do Pamiętnika czy chociażby Szkoły uczuć - filmu, który jest w stanie wycisnąć ze mnie morze łez niezależnie od tego czy oglądam go po raz pierwszy czy też piętnasty. Jest jednak o niebo lepszy od Wciąż ją kocham, Szczęściarza czy Dla ciebie wszystko, który wytycza nowe granice głupoty i przewidywalności (ale o tym może jeszcze nadarzy się okazja napisać). A więc, jeśli zaczynacie dopiero przygodę ze Sparksem możecie bez obaw sięgnąć po Najdłuższą podróż. Na pewno Wam się spodoba. Jeśli jednak jesteście już po seansach jego największych dzieł to, nie oszukujmy się, film raczej nie podbije Waszych serc, aczkolwiek na pewno będzie się go Wam oglądało bardzo przyjemnie.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Hidden [2015]

Hidden  to tytuł, po który sięgnęłam tylko i wyłącznie z powodu jego długości. Akurat miałam tylko tyle wolnego czasu, więc krótki thriller duetu Matt & Ross Duffer był idealnym rozwiązaniem. A, jak już się kilka razy o tym przekonałam, filmy wybrane zupełnie przez przypadek, często sprawiają nam tak miłą niespodziankę, że aż szkoda myśleć, ile osób przejdzie obok danych pozycji obojętnie, bo nie były tak rozreklamowane jak inne hiciory danego roku, albo bo posiadają taką, a nie inną ocenę na portalach filmowych. Nakręcony w nieco ponad miesiąc  Hidden , jest właśnie taką ogromną niespodzianką. http://pics.filmaffinity.com/ Fabuła. Będzie krótko, zwięźle i bardzo na temat, bo nie można tu powiedzieć zbyt dużo, aby przypadkiem nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. W Hidden  śledzimy losy pewnej rodziny, która, aby przetrwać panującą epidemię nieznanej choroby, ukrywa się w schronie. Aby jednak nie było tak łatwo, dowiadujemy się, że rodzina jest ścigana przez tajemnicze istoty z

Szkoła dla łobuzów (2003)

Dzisiaj spotkanie dziecka z dyrektorem, wezwanie rodziców do szkoły czy uwagi wpisywane do dzienników to rzeczy, którymi dzisiaj nauczyciel może ukarać nieposłusznego ucznia. Dawniej w ścisłej czołówce było pisanie kilkaset razy obietnic poprawy, "ośle ławki" i wymierzanie "łap" za pomocą rózgi lub linijki. Jednak wszystkie powyższe kary bledną w porównaniu do kar, jakie wymierzano dzieciom w katolickich placówkach wychowawczych w Irlandii w XX w. Publiczne rozbieranie i chłosta, bicie, molestowanie i gwałty - często publiczne, biczowanie, kopanie, zadawanie oparzeń, zmuszanie do kąpieli w wodzie o temperaturze bliskiej wrzeniu, zmuszanie do wielogodzinnego klęczenia, szczucie psami, zawieszanie na haku i bicie w podeszwy stóp. To tylko niektóre z wielu wysublimowanych tortur, jakie wymyślali irlandzcy duchowni. I o tym opowiada film Aisling Walsh - Szkoła dla łobuzów . en.wikipedia.org Ciężko jest napisać coś sensownego o produkcji Aisling Walsh. Powodem nie

Władca Pierścieni: Drużyna Pierścienia (2001), Dwie Wieże (2002) i Powrót Króla (2003)

Mówiłam już, że uwielbiam empikowe promocje? Nie? To powiem jeszcze raz - uwielbiam empikowe promocje. Dlaczego? Ano dlatego, że w ramach ostatniej akcji (fantasy - kup 3 zapłać za 2) udało mi się dostać wszystkie rozszerzone wersje Władcy Pierścieni  za śmieszną sumę bodajże 70 zł. Ostatnie wieczory minęły mi zatem pod znakiem hobbitów, elfów i innych tolkienowych stworzeń. Długo zastanawiałam się czy jest sens pisać o trylogii stworzonej przez Petera Jacksona. Wszyscy, a na pewno zdecydowana większość, przecież wiedzą z czym się Władcę Pierścieni  je. Po co do tego jeszcze moje 3 grosze? Ostatecznie stanęło na tym, że kilka słów napiszę. A głównie dlatego, że jest, a raczej są to filmy, które darzę olbrzymim sentymentem. http://horrorcultfilms.co.uk/ Kiedy Jackson tworzył Władcę Pierścieni  ja uczyłam się akurat w gimnazjum. Byłam zatem na etapie obecnie powszechnie uważanym za najgorszy wiek w życiu człowieka. Cóż, taki już urok gimnazjum, że wtedy każdy nastolatek uważa się